– Widzę, że zjadłaś. Dobrze, bardzo dobrze. Musisz być silna. odrobinę od ich ostatniego spotkania. Mimo niewysokiego wzrostu, nosiła się dumnie jak Nazwa miasta była nieczytelna, ale rozpoznał kod – mieszkali tam z Jennifer, zanim Zamrugał powiekami, poczuł ogarniające go niedowierzanie. Nie. To niemożliwe. wolność. – Trzeba mu przyznać, że się skrzywił, choć zaledwie odrobinę. – Uważała, że ty – Bentz. – Nie wiem, ale kobieta nie robi tego sama. Przecież ktoś zrobił te zdjęcia. ławki. Oczywiście poza Maren. Będzie gwiazdą. Hayes zdawał sobie sprawę, że czuje to I Hayes opowiedział. to kolejny intrygujący fragment układanki. że wyjazd z Los Angeles to kiepski pomysł. Fakt, że po tylu zapewnieniach o swojej autostradą. Fortuna Esperanzo cierpiała na bezsenność. Zawsze miała trudności z zasypianiem. Nigdy stuknięciem, przednie osiadły bardzo delikatnie. Kołowali jeszcze, zbliżali się dopiero do
– Zdążysz. Jutro. – Szukała lodu w zamrażarce. – I tak nie przywrócisz życia tym stoliku znalazły się w niebezpieczeństwie.. Może on tylko blefuje.
różnych miejscach na przestrzeni dziesięciu lat. Co według ciebie może stać się teraz? 59 piękną kobietą. Wydatne kości policzkowe, pełne wargi, łagodne szare oczy.
więcej zdrowego rozsądku. Była prawdziwie zaskoczona, że mniejszy i mniej próbowała uciec. Co czuła w ostatnich chwilach życia? Czy umysł daje - Miała sponsora?
Lorraine Newell wiedziała, że już po niej. Monica. I jeszcze w starym zajeździe w San Juan Capistrano. ukryła się za okularami słonecznymi i naciągnęła czapeczkę bejsbolową. Wzięła Oskara na smycz, przeszła przez żelazną bramę z tyłu domu i szybkim krokiem wyszła na ulicę. Później pomyśli o rodzinie. Później pomyśli o dziennikarzach. Później pomyśli o policji. Później dowie się, co naprawdę się stało wczorajszej nocy. Adam spojrzał na zegarek i zmarszczył brwi. Zamierzał zabawić tu godzinę, a minęły już prawie trzy. Bał się zostać dłużej. Niedługo policja zorientuje się, że Rebeka była psychoterapeutką Caitlyn Montgomery Bandeaux. To nawet dobrze. Potem zaczną jej szukać, co oczywiście wkrótce doprowadzi ich do niego. Nie miał wiele czasu. Ostrożnie wziął teczki i włożył do plecaka, który znalazł w szafie. Rozpoznał go. Kiedyś, dawno temu, plecak wisiał na wieszaku przy tylnych drzwiach. Myślał, że pewnie go wyrzuciła, ale oto był, zakurzony, oblepiony pajęczynami, pusty, nie licząc starego kwitu z parkometru, listy zakupów i opakowania po szmince. Przez głowę przemknęło mu wspomnienie: Rebeka w ich nędznym mieszkaniu na piętrze dopija resztki kawy i spogląda na zegar. „O Boże, spóźnię się. Doktor Connaly mnie zabije!” Muska jego policzek ustami pachnącymi kawą, łapie plecak wiszący przy drzwiach i wybiega. „Nie zapomnij nakarmić Rufusa!” - rzuca jeszcze przez ramię, zatrzaskując drzwi. Rufus był ich nowym kotkiem. Śnieżnobiały urwis. Ściskając w dłoniach kubek, Adam podszedł wtedy na bosaka do drzwi i patrzył przez poszarpaną siatkę, jak Rebeka zgrabnie wskakuje na rower i wyjeżdża na ulicę. Bez kasku, z rozwianymi włosami pojechała w stronę uniwersytetu, a mały kociak przypuścił atak na jego bose stopy. Teraz, gdy siedział w jej opuszczonym gabinecie, poczuł ucisk w gardle, wspominając wydarzenia sprzed piętnastu lat. Dużo czasu upłynęło. Ich drogi się rozeszły. Beztroska dziewczyna wydoroślała i zmieniła się w dojrzałą kobietę, którą jednocześnie kochał i której nienawidził. Uwielbiał i pogardzał. Zabawne, jak czas potrafi zgasić nawet najbardziej świetlaną przyszłość. Rebeka... Gdzie ona, u diabła, jest? Ostatni raz rozejrzał się po pokoju, chociaż i tak miał zamiar tu wrócić. W górnej szufladzie biurka znalazł pęk kluczy i włożył go do kieszeni. Nie sądził, żeby Rebeka miała coś przeciwko temu. Rozdział 7 Spacer dobrze jej zrobił. Umysł miała jaśniejszy niż rano, ale wspomnienia wciąż były poszatkowane i niewyraźne. Ciemne obrazy wydarzeń wczorajszej nocy malowane na odłamkach mlecznego szkła przesuwały się w zwolnionym tempie. Gdy weszła do kuchni, zauważyła, że na sekretarce jest szesnaście nowych wiadomości, żadnej jednak nie odsłuchała. Najprawdopodobniej wszystkie zostawili dziennikarze. Sprawdziła numery na wyświe-tlaczu. Niektóre były zastrzeżone, innych nie znała, żaden nie był numerem telefonu Kelly. Poszła na górę, przebrała się w bawełnianą sukienkę na ramiączkach i cienki, ale z długim rękawem sweter, i przeszła przez korytarz do gabinetu. – Złapiecie potwora, który to zrobił – zapewniła Corrine. – Naprawdę ją zabiłaś? – O1ivia chciała to usłyszeć jeszcze raz. – Byłaś już kiedyś w Los Angeles? – pytam. samo, co inni rodzice, tylko że jego córka naprawdę ma talent.