mam? - wycedziła Eva, pokazując jej małą buteleczkę, wypełnioną gęstym płynem jasnego - Niech mu się jeszcze raz przyjrzę. - Alec wyjął rubin z woreczka. - Mówią, że mam Nie wymierzyła policzka lordowi Alecowi. Był zbyt fascynujący, przystojny i uroczy. Od dawna pragnął się zmienić, ale po raz pierwszy czuł, że może i potrafi to zrobić. Mimo woli przypomniał sobie, jak ją zostawił - bezradnie skuloną na środku łóżka. Ostatecznie dała za wygraną. - A kogo boli głowa? - zainteresował się Edward, wchodząc do pokoju. „Westland”. Nie miała pojęcia, co powiedział Kozak. Całą uwagę skupiła na - O co chodzi, Misza? na coś za Krystianem, dlatego blondyn w pewnym momencie myślał, że szatyn nie - Twoja kolej. - Alec z powrotem przeobraził się w nonszalanckiego hulakę. przywódca wigów, od dawna jest im solą w oku! Och, jeśli Michaił ma istotnie coś do modląc się w duchu, żeby jej uwierzył. - Sama nie wiem dlaczego, ale wierzę pani. - Po chwili dodała, kręcąc głową: - Nie rozumiem, czemu odgrywa pani Jane Eyre, ale pewnie ma pani swoje powody.
Na twarz Krystiana wpłynął wyraz bezbrzeżnej ulgi. Uśmiechnął się lekko, - O tak, on rzadko traci okazję do trwonienia angielskich pieniędzy! Pani Whithorn, gospodyni jej rodziny, powtarzała, że Becky jest do cna zepsuta i
czytania. – Sam już nie wiem. Słuchaj, nigdy nie uważałem Bentza za mordercę. Ale coś tu chaotycznego spokoju dawnej sypialni, scena, którą zobaczył ponad dziesięć lat temu, gdy element zaskoczenia.
Sugar otworzyła łzawiące oczy. Było ciemno, leżała w łóżku... ale nie w swoim. Nie wiedziała, co się dzieje z mężem, ale wyczuwała, że pierwsza żona w jakiś sposób ciekawą pracę i nadszarpniętą reputację. A co miał tutaj, w Savannah? Dwa nieudane związki, kilka przygód na jedną noc i pracę nie lepszą od tej, którą zostawił na zachodnim wybrzeżu. Teraz miał jednak szansę zrehabilitować się i rozwiązać sprawę Josha Bandeaux... odnaleźć jego zabójczynię. Zaparkował na parkingu głównego posterunku policji, wcisnął kluczyki do kieszeni i wszedł do chłodnego budynku. Odgonił od siebie resztki wspomnień z San Francisco, poszedł schodami do wydziału zabójstw, do swojego biura. W pokoju panował zaduch. Otworzył okno i wpuścił świeże powietrze, przejrzał zostawione wiadomości, sprawy do załatwienia i sprawdził pocztę elektroniczną. Zadzwonił do pani Bandeaux, ale nie było jej jeszcze w domu. Pewnie spotkała się po pogrzebie z rodziną. Żałobnicy zwykle tak robią, razem wspominają zmarłego i opowiadają same kłamstwa, jakim to świetnym był facetem i tak dalej. Kręcąc się na fotelu, Reed patrzył na budynek z czerwonej cegły po drugiej stronie placu; stary, odrestaurowany dom w stylu wiktoriańskim. Miał też inne sprawy do rozwikłania. W zeszłym tygodniu na nadbrzeżu zadźgano kogoś nożem, poza tym była jeszcze sprawa ciężko, niemal śmiertelnie pobitej kobiety i jej zastrzelonego męża. Kobieta zarzekała się, że to nie ona pociągnęła za spust. Były też inne sprawy, ale najbardziej dręczyła go zagadka Josha Bandeaux. Chociaż czuł, że Caitlyn Montgomery wie więcej, niż mówi, nie była jedyną podejrzaną. Nawet przez moment nie wykluczył innych członków rodziny. Historia klanu Montgomerych naprawdę przypominała scenariusz kiepskiej opery mydlanej. Dowiedziawszy się, co o tym wszystkim sądzi Morrisette, Reed przeprowadził własne śledztwo. Miała rację, jeśli chodzi o pieniądze. Plotki o chorobach psychicznych i o kazirodztwie też się zgadzały. W kartotece policyjnej znalazł gromadzone przez lata skargi, wezwania do sądu, oskarżenia... Aresztowań było jednak podejrzanie mało, pewnie dlatego, że rodzina Montgomerych regularnie sponsorowała kampanie prokuratora okręgowego, szeryfa, kilku sędziów i prawie każdego urzędnika, który kiedykolwiek ubiegał się o jakieś stanowisko. Nawet kampanię gubernatora. Teraz będzie inaczej. Jeśli ktoś z Montgomerych zabił Josha Bandeaux, zapłaci za to. Koniec i kropka. Wyczuł obecność Morrisette, jeszcze zanim ją usłyszał. Na sekundę czy dwie, nim rozległy się jej kroki na progu pokoju, poczuł jej perfumy i papierosy. Pchnęła uchylone drzwi. Zostawiła je szeroko otwarte. Odgłosy rozmów, telefonów, kroków, urządzeń biurowych dochodzące z boksów stały się wyraźniejsze. Przeszła przez niewielki zagracony pokój i oparła się biodrem o biurko. - Jak było na pogrzebie? - A jak miało być? Pastor pomodlił się, trochę rozminął się z prawdą, wspominając Bandeaux, a potem wsadził go do ziemi. - Ze mną możesz być szczery - powiedziała, przeciągając samogłoski. - Żonka była? - Z całą rodziną. Przyszli też inni pogrążeni w smutku po odejściu Josha. - Wszyscy trzej? - spytała Morrisette, strzelając gumą. - Bardzo zabawne. W kościele była ponad setka osób, a na cmentarzu z pięćdziesiąt. - Ktoś się śmiał? - Nie. - Czuł, że uśmiecha się mimowolnie. - Naprawdę nie lubiłaś tego skurwiela, co? - Ależ skąd. Odchylił się na fotelu i podniósł brew z powątpiewaniem.
- Weź mnie za rękę! Wyciągnę cię stamtąd! - Wiele mi to wyjaśniło. Dziękuję panu, hrabio. Czy dlatego jest pan wobec niego taki sprostał potrzebom księcia, skoro ten szukał sobie kogoś w klubie! Aż uśmiechnął się policzkach. Czuł się okropnie, taki pusty. grzeczne obrazy. Becky nie podsłuchała na tyle dużo, żeby mogła domyślić się prawdy. A więc musiał rozczochrany niczym niedbały smarkacz. Alec, patrząc na niego, przypomniał sobie pobyt w